Ekwipunek

Podstawowe obciążenie samochodu ekspedycyjnego to paliwo, woda, sprzęt pozwalający na radzenie sobie z kłopotami na “drodze”. Nie jest to jednak wszystko, co trzeba zabrać ze sobą. Pozostaje jeszcze wszystko to, co potrzebne jest uczestnikom wyprawy. Z pewnością nie da się zabrać wszystkiego, co zapewnia nam komfort naszego domu, ale wiele przedmiotów jest niezbędnych, lub po prostu, zbytnio przez nas lubianych, byśmy się z nimi rozstawali w czasie urlopu.

Celem utworzenia tej części Ondokeo.net, jest danie konkretnych wskazówek: co może być przydatne i o czym powinni pamiętać, tym, którzy przygotowują się do dalszej wyprawy samochodem terenowym. Połączenie informacji zawartych w tej części Ondokeo.net, z informacjami poświęconymi samochodowi, powinno dać pełen obraz tego, co można zabierać ze sobą w podróż.

Jak zawsze jednak, wszystkie te informacje obarczone są błędem subiektywności. To, co można tu znaleźć to NASZE notatki i trzeba wykazać się rozsądkiem, przy ich wykorzystywaniu. Nie tylko jadąc na weekend w Jurę, nie musimy zabierać ze sobą kompletnego sprzęgła, ale i w apteczce musi się znaleźć miejsce dla leków, które zapisał nam nasz lekarz.

Sprzęt campingowy

W niekorzystnych warunkach w terenie, przejechanie nawet 100 kilometrów może zająć cały dzień i wymagać sporego wysiłku fizycznego. Nawet, jeśli mamy za sobą udany dzień, bez walki z samochodem, należy nam się wygodny odpoczynek.

Przygotowywanie posiłków w kucki, a jedzenie ich na stojąco, nie jest sposobem na odpoczynek. Jak sami sprawdziliśmy, wygodne krzesła są bardzo istotne. Nawet w ciągu dnia, gdy zatrzymujemy się tylko na posiłek, miło jest wygodnie usiąść poza samochodem.

Krzesła

Korzystamy z bardzo wygodnych, składanych fotelików z oparciem i podłokietnikami.

Składane krzesła dostępne są w sklepach turystycznych i wędkarskich. Mają różne wielkości, dostępne są zarówno jako proste stołeczki, krzesła z oparciem jak i foteliki z oparciem i podłokietnikami. Kupując krzesło, warto jednak sprawdzić jakość jego wykonania.

Stół

Defender słynny jest z posiadania płaskich przednich błotników – doskonały, zawsze gotowy do wykorzystania stół. Przy bardzo wysokich temperaturach, błotniki Defendera wykorzystywane są również jako patelnia, znam zdjęcia ze smażenia jajecznicy prosto na błotniku Defendera (Sahara). Mam nadzieję, że błotnik był przynajmniej wytarty z kurzu ;-).

Korzystamy z małego, składanego stołu o wymiarach ok. 50cm na 50cm. Z pewnością nie zapewnia on możliwości nakrycia do posiłku dla czterech osób, ale wystarczał do postawienia miseczek z jedzeniem i kubków z herbatą. Większy stół potrzebny jest zdecydowanie przy pracy z mapami. Nasz jest na tyle mały, że mimo starań i tak mapa lądowała zazwyczaj na ziemi, lub masce Defendera.

Osłona przed słońcem i deszczem

Gdy przyzwyczajamy się do wygodnego spędzania czasu na naszych krzesełkach przy naszym stole, przeszkodzić może nam deszcz. Gdy podróżujemy w tropiku, niezbędna staje się również ochrona przed słońcem. W obu tych wypadkach, doskonałym elementem wyposażenia jest, szybka w rozłożeniu, materiałowa, osłona – zadaszenie, pod które będziemy mogli się schować. Ponieważ i tak mamy obok siebie samochód z bagażnikiem dachowym, Możemy to wykorzystać. Wzdłuż boku samochodu, do bagażnika przypinamy kawałek namiotowego płótna o wymiarach, powiedzmy 3mx2.5m . Dwa wolne rogi podpieramy na namiotowych masztach, zakładamy odciągi i mamy doskonałe zadaszenie. Pierwsze, tego typu, zadaszenie zbudowaliśmy z konieczności (deszcz) w ciągu minuty. Plandekę przypięliśmy do bagażnika krawatkami, maszty pochodziły z werandy namiotu. Przed następnym rozłożeniem zadaszenia, mieliśmy już przygotowane (oczywiście w terenie, z tego co mieliśmy w samochodzie) wielokrotnego użytku uchwyty łączące plandekę z bagażnikiem. Maszty, odciągi i śledzie pozostały.

Konstrukcja pokazana na zdjęciu to czysty profesjonalizm za ciężkie setki euro. Pozwala na  rozłożenie osłony na zamocowanych przegubowo na bagażniku ramionach. Dzięki temu, nie ma konieczności podpierania zewnętrznych rogów zadaszenia na masztach. Nie ma masztów – nie ma odciągów, nie ma problemu z dobieraniem długości masztów do ukształtowania terenu i nie ma problemu z wbijaniem śledzi w skalisty grunt. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie, ale! Nie dość, że drogie, to ciężkimi ramionami, zwiększamy masę zamocowaną na dachowym bagażniku. Decyzja, jak zwykle w rękach klienta. Zdjęcie z materiałów reklamowych firmy Hannibal.

Oświetlenie

Ideałem jest sytuacja, w której każdy posiada własną latarkę. Dodatkowo, przydatne są: latarka czołówka oraz latarnia do postawienia na stole, lub zawieszenia w namiocie. Pierwsza z nich przyda się przy wszelkich bardziej skomplikowanych pracach, np. naprawianiu czegoś, czy przygotowywaniu posiłku po ciemku. Druga, to wygoda ogólnego oświetlenia namiotu, czy zadaszenia. Umożliwia swobodne czytanie, czy oglądanie mapy, kilku osobom jednocześnie.

Każda latarka może wykorzystywać żarówkę halogenową, kryptonową, albo ostatnio coraz częściej białe diody “LED”, czyli świecące. Ogromną zaletą latarek z diodami, jest czas ich świecenia; jest on kilkakrotnie dłuższy niż, gdy z tych samych baterii lub akumulatorów, pracuje jakakolwiek żarówka. Oczywiście diody LED, nie dają tak silnego strumienia światła, jak żarówki. Pięknym rozwiązaniem, są latarki wyposażone zarówno w żarówkę, np. kryptonową, jak i diody LED. W jednej latarce mam wówczas możliwość skorzystania zarówno z silnego, kierunkowego strumienia światła żarówki, jaki z łagodnego, ale bardzo długotrwałego światła diod LED. Doskonałym przykładem takiej latarki jest “TwinTask” firmy “Streamlight”.

Latarki osobiste i czołówka, mogą być zasilane bateriami lub akumulatorami. Mając do dyspozycji samochód, a więc możliwość ładowania akumulatorów, jest to rozwiązanie tańsze w eksploatacji, ale droższe w zakupie. Przy wykorzystywaniu latarek przez 2-3 tygodnie w roku, zakup akumulatorów jest nieopłacalny. Przez resztę roku będziemy musieli dbać o akumulatory, systematycznie doładowując, a najlepiej – rozładowując i ładując je. Korzystając w latarkach z baterii, musimy się liczyć z koniecznością kupienia dostatecznej liczby zapasowych baterii. W przypadku akumulatorów pozostaje jedynie kwestia zapasowej ładowarki.

Latarnia może być nie tylko elektryczna (baterie lub akumulatory) ale i gazowa. Ja uznaję, że gazowa jest niebezpieczna, płomień to płomień. W innej sytuacji są ludzie w górach, gdzie wszystko trzeba przynieść na własnych plecach. My korzystamy z latarek na zwykłe baterie, oraz latarni elektrycznej zasilanej akumulatorem. Ma ona możliwość ładowania bezpośrednio z instalacji elektrycznej samochodu (12V), oraz z zasilacza sieciowego 220V. Z nowym akumulatorem, jedno ładowanie starcza na kilkanaście godzin świecenia.